Nobi-chan: No, tez tak sadze.
Uzu: Prosze, Kometujcie
/Sasuke/
Sprawic by otworzyl oczy? Prosze bardzo, udowodnie ci, ze jestes tylko zwyklym smieciem ulicy(Shi: Typowy tekst ktory zucam w strone mojego brata). Krew sie we mnie gotowala. Czulem ze zaraz eksploduje. Moj umysl wypelnily wszystkie mysli z wczoraj i dzisiaj. Wszystkie wkurwjajace teksty.
- No... Może się nam przedstawisz?
- Jesteś aż takim kretynem, że nie możesz wytężyć mózgu?
- Po co tu wróciłeś Uzumaki.
- Po nazwisku to po pysku. Mama cię tego nie nauczyła, Uchiha?
- Nie jesteśmy kumplami, ale dam ci przyjacielską radę numer 508: "Ja wszystko rozumiem, ale to, że masz problemy nie oznacza, że możesz krzywdzić innych i uważać się za lepszego".
Prowokowales mnie,a ja jak male dziecko ulegalem. Nie pozwole zrobic tego drugi raz. Tym razem bedzie inaczej niz wczoraj w klasie.
Odetchnalem.
~To nie on jest panem sytuacji.~
Cicho, spokojnie.
~Moge go pokonac.~
Zamknalem oczy.
~Postaw na zmysly.~
Wyciagnalem drugi kunai i zaatakowalem. Parowalismy swoje ataki jeden po drugim.
/Hinata/
Ta walka byla niesamowita. Nie tak dziecinna jak pozostale. Przypominalo taniec, jak cienie w teatrze do ktorego kiedys zabral mnie ojciec(japonski teatr cieni). Niesamowite.
Raz, dwa, trzy...
Raz, dwa, trzy...
Uderzenia byly silne, wiedzialam o tym, ale z mojej perspektywy wydawaly sie delikatne.
Usmiechnelam sie.
Naruto-kun, wygraj!
/Naruto/
Heh... Coraz lepiej mu idzie. Jak dobrze pojdzie to wyjdzie mu to na zdrowie. Ale coz, nie zamierzam przegrac. Przyspieszmy... usmiechnalem sie i ja i moje klony zaczelismy szybciej atakowac.
Ramie, noga, brzuch, plecy.
Niezle, niezle.
Odparles wszystkie.
Znow podwrzszymy poziom.
Kot, malpa, smok, krolik, kon.
- Dansu shikō no jutsu (taniec mysli no jutsu - genjutsu) krzyknalem. Nasze ciala zamarly. Weszlem do jego umyslu. Kolejny etap walki bedzie toczyc sie w duszy. Szlem dluga waska uliczka. Niebo bylo czerwone, wrecz krwawe. Budynki po prawej byly zniszczone, w rozsypce. Wydawalo sie, ze wystarczy je dotknac, a sie zawala. Po lewej widzialem duze ogrody w stylu japonskim. Niby piekne, zadbane, ale straszne. Drzewa i krzewy bez lisci, kwiaty o czerwonych platkach i woda w strumieniu. Podeszlem do jesnego ze zrudelek.
~Krew, huh?~
Trzeba sie bylo tego spodziewac skoro za zycia widzial tyle krwi.
~Psychol!~
~Sam nie jestes lepszy.~stwierdzil moj wewnetrzny glos. Zgodzilem sie z nim.
Szledlem dalej. Uliczka zmienila sie w ruchliwa ulice. Nie bylo na niej jednak zywej duszy.
Juz chcialem przejsc na gruga strone, gdy nagle droga zaroila sie od masy ludzi. Trupobladzi, niewyrazni, twarze bez wyrazu, ubrani w kolory zalobne.
Mimo, ze niezaszczycili mnie nawet jednym malym spojrzeniem, czulem jak mnie obserwowali. Nie balem sie ich. Nie czulem nawet ich obecnosci.
Sytem obronny.
Dusza sie bronila.
Dansu shikō byl poterzna technika, ktora miala prowadzic do wyniszczenia umyslu przeciwnika. Urzytkownik musial brac jednak sily na zamiary. Ci o slabej duszy mogli nie wytrzymac samej techniki, a ci co zadarli z silniejszym od siemie... technika odbijala sie i dzialala na urzytkownika.
- To nie jest realny swiat, wiec dlaczego mialbym sie bac. W sumie to Uchiha ma teraz wiekszy problem niz ja. - powiedzialem a pozniej usmiechnalem sie do siebie.
/Sasuke/
Uslyszalem jak Naruto cos krzyczy i nagle...
ogarnela mnie ciemnosc...
nie taka normalna...
tylko taka bezkresna...
dziwna...
zimna...
Jak szmaciana lalka spadalem w dol.
Przygrzmocilem nagle o cos twardego. Zimna posadzka.
Poczulem, ze jest tu ciasno i duszno.
~Hmn... To dziwne. Nigdy nie mialem klaustrofobi~
- Przestan!
- Odejdz!
- Ty maly smieciu, kto ci dal prawo zyc!
Slyszalem ludzi.
Poczulem strach.
~Czy to bylo do mnie?~ zastanawialem sie
I nagle krzyk. Kobiecy krzyk. Poczulem jak cos mi splywa po rekach.
Odruchowo spojrzalem na nie. Nic na nich nie bylo, ale nagal czulem splywalaca po nich ciecz. Nagle znalazlem sie przed lustrem. Zobaczylem odbicie malego chlopca o niebieskich oczach i blond czuprynie.
Plakal.
Nagle, ni stad ni zowad, odbicie zmienilo sie. Ta sama osoba a jednak zupelnie inna. Czerwone demoniczne oczy. Policzki i rece umazane w krwi. W dloni trzymal zakrwawiony kunai. Usta wykrzywione w chorym usmiechu.
Nagle chlopczyk walnal piesnial w lustro spojrzal na mie i oblizal zaostrzone zeby
Cofnolem sie. Wyciagnolem sie i zucile w lustro kunaiem. Dalej uderzal w lustro chcial sie wydostac. Rzucale ile w lezie.
- Rostrzaskaj sie wreszcie do cholery! - krzyknalem, ale z moego gardla wyszedl tylko cichy szept.
Zaczolem uciekac! Byle tylko dalej od tego czegos. Uslyszalem za soba psychopatyczny rechot. Poczulem jak jakies lapy nie wcziagaja. Zatrzymuja.
- Sore o tomeru! (Przestan!) - krzyknalem.
/Naruto/
Szlem dalej mijajac ludzi. Zatrzymalem sie przed wielka willa z duzym rysunkiem, przedstawiajacym wachlaz, ktory byl wykuty nad drzwiami.
Weszlem. Na przeciw mnie wyszla kobieta i mezczyzna. Spojrzeli na mnie beznamietnie. Nagle podbiegl do mnie maly chlopczyk o czarnych wlosach.
~To pewnie, Sasuke~
- Aniki! - krzyknal i zucil sie na mnie z nozem.
~Jetem pelen podziwu nad ta braterska miloscia.~ stwierdzilem i zablokowalem jego ios wykrecajac mu reke.
~Jesli tak mial Itachi po powrocie do domu to szczerze wspolczuje.~
- Heh... Czyli twoja dusz ma byc pieklem dla Itasia? Bedziesz musial sie postarac skoro chcesz to osiagnac, Sasuke? - mowilem do siebie, ale mimo to patrzylem mu w oczy. Ciekawe jaka sielanke przezywa Sasiu? Po tym jak zobaczy tyle zwlok to nie powinien, bac sie az tak jak inni...
/Sasuke/
- Wiesz ilu przed toba o to prosilo? - spytal mnie glos. Glos Naruto. - Nie oszczedzilem nikogo. Zabilem kazdego kto tu wszedl. Staniesz sie warzywkiem. Mlahahahahahaha!
- Kim jestes i o jakim warzywie ty gadasz?
- Znasz Naruto Uzumakiego? - spytal. Wydawal sie byc spokojniejszy.
- No znam, bo to ty, nie?
- Nie i tak. Tak i nie. Jestem jego ciemna strona. Jestesmy w jego umysle. Jesli przezyjesz to wyjdziesz stad calo i twoje cialo nie bedzie tylko pusta skorupa, ale to niemozliwe. Nikt jeszcze ze mna nie wygral.
- To gdzie jest prawdziwy Naruto.
- Pierdolo, przeciez tlumacze ze ja tez nim jestem.
- Nie o ciebie mi codzi, psycholu, tylko o tego drugiego Naruto.
- A o niego! Siedzi u ciebie.
- Jak to u mnie?
Chlopka wystawil reke, na ktorej pojawil sie maly wir. Zobaczylem go stal przedemna. Malym mna, ktory najwyrazniej chcial go zabic. Czuje, ze zaraz sie zdoluje. Jak to jest, ze moja dusza jest taka zwyczajna.
/Naruto/
Odwrucilem sie. Przez maly wirek zobaczylem moj glos wewnetrzny i Sasuke.
Wyciagnalem reke do wiru i zlapalem moje alterego za szyje.
- Debilu, uspokuj sie. Nikt ci nie kazal go zabic. Masz go tylko zlamac.
- Ale Naruto...
- To tylko SS, nie musimy byc powarzni, cioto.
- Wyzywasz mnie, swoje alterego od debili i ciot?
- Ta, bo nia jestes.
- Czyli ty tez.
- Urusai(zamknij sie)
Maly Sasuke podniusl reke i znowu chcial mnie dzgnac. Kopnalem go w brzuch tak ze wyplul troche krwi i polecial na drugi koniec korytarza, a pozniej rozplynal sie w czarnej mgle. Weszlem przez maly otwor do swojej duszy.
- Kurwa, czemu te otwory sa ciasne jak dupa murzyna(Shi: a co, sprawdzales?). Nie ma to jak u siebie w domu. - stwierdzilem.
/Sasuke/
Nagle z otworu wyszla reka Naruto i chwycila "zlego" blondna. Zaczela sie krodka wymiana zdan.
~Czyli, ze to o to tu chodzi, zeby mnie zamac~
~Serio? Dopiero teraz sie kapnaoles, kretynie~ spytal jakis glos w mojej glowie. Niewiedzialem nawet ze taki mam... Tak w ogule czy wszyscy tak maja ze sie kluca ze swoim alterego.
Nie mialem czasu sie zastanawiac nad tym, bo nagle z malego przejscia wyszedl "dobry" Naruto.
- Nie ma to jak u siebie w domu. - stwierdil. Ni stad ni zowad pojawily sie przed nim drzwi. Pszeszed przez nie, a ja za nim. Nie mam zamiaru tu dluzej siedziec. Wyszlismy na jakis przypominajacy loch, ale nie zupelnie korytarz caly zalany woda. Bylo tu ciemno, wilgotno, zimno i duszno. Cisze zaklucaly jedynie pluski wody, ktora siegala mi do kostek. Przeszlismy kawalek, a Naruto otworzyl jakies drzwi.
I nagle cala ciemnosc zniknela. Pojawil sie jasny, przestronny pokuj. Caly przytlaczajacy nastroj i duchota przepadly. Na zoltych scianach widnialo mnustwo zdjec i obrazow. Przedstawialy wiele odob. Rozpoznalem tu zmarlego juz Usui-sensei, Kurame, Ake i Uzu.
Siedzieli razem(Naruto i Uzu) na murku i jedli lody. Smiali sie. Od tego obrazu czuc bylo wielkie poklady jakiejs dziwnej energii.
- Nie nanies mi blota. - powiedzial. Zauwarzylem, ze jakim cudem jego stopy nie byly mokre.
- Gdzie my jestesmy? - spytalem
- W mojej duszy. Fajna, nie? - odparl Naruto
- Przeciez... - zauwarzylem.
- Chodzi ci o "ciemny pokoj"? To moja "zla" czesc, a teraz wypad. Musisz wrocic do swjega ciala, bo jak z tad nie znikniesz w przeciagu trzech minut to staniesz sie warzywem.
- CO!
- To co mowie. Tam jest wjscie. Nie mam ochoty miec tu zwlok.
Pobieglem w strone, w ktora wskazywal mi Naruto.
Lustro!
Brr...
Jak przypomne sobie...
- No na co czekasz? - spytal blondn
- Przeciesz... - nie zdazyem dokonczyc
- Wypad! - krzyknal i kopnal mnie z tylu wrzucajac do srodka (Nobi-chan: This is Sparta! Uzu: Z GLANA!)
Poczlem jak cos mnie wciaga.
- A i nastepna rada! Nie wszystko co widzimy jest prawdziwe.
Swietna notka! Zreszta jak cale to opo. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny zycze!!