Uwaga!

Blog ten to tylko zbyt zuży stres twórczego Otaku. To dziwne stworzenie by nie zabijać ludzi zabija lasy równikowe kupując tone zeszytów, by pisać opowiadania tu publikowane przez jej nieco dziwną osobowość...

8 zasad bloga

8 zasad bloga

Shi: 1) My zawsze mamy racje.
Nobi-chan: 2) Jeśli racji nie mamy wróć do punktu 1
Rini: 3) Lubimy cztać komętarze
Uzu: 4) Spam? A, co tam, spamujcie ile wlezie!
Anne: 5) Łapkujcie, Subskrybujcie, Lajkujcie...
N.: 6) Keep calm and eat ramen
San: 7) Bez wulgaryzmów, prosze
Kuro: 8) Jak ci się nie podoba to nie mów np.: Jesteś głupa. Serio, nikogo to nie rusza...

niedziela, 25 listopada 2012

XXIV Płacz Demona - Historia Hizashiego...

Shi: Ohayo! Ta notka powinna być dłuższa niż pozostałe w ramach rekompensaty za poprzednią nocię. Dziękujemy za komentarze.
Nobi-chan: Tak btw to w poprzedniej noci zapomniałyśmy o czymś wspomnieć. Miałyśmy o tym powiedzieć w ramach ukazania się 23 rozdziału. Zapraszamy was wszystkich na obejrzenie filmu Liczba 23. Jest genialny i naprawdę mroczny. To połączenie filmu psychologicznego i grozy. Jeśli myśleliście, że 13 to przeklęta liczba to od dziś taką liczbą stanie się dla was dwudziestka trójka. My po obejrzeniu wszędzie widzimy tą jakże zacną liczbę :D
Link do trileru filmu Number 23
Już po tym ma się schizy, a co dopiero po całości^^ Zapraszamy na film :D

XXIV Płacz Demona - Historia Hizashiego...

/Uzu/

Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Podbiegłam do głównego wejścia domu.
 - Nii-chan? Nii-san? To wy?
 - Taa... - mruknął Naruto wchodząc zdejmując jednocześnie buty.
 - Konban-wa, Uzu. - przywitał się Kurama.
 - Dlaczego nie było was tak długo? - spytałam.
 - Kurama gadał z Sandaime, a ja załatwiałem ci nauczyciela.
 - Nani! Myślisz, że nie mogę trenować sama? A ty co, nie chcesz ze mną trenować i załatwiasz mi kogoś bez mojej zgody?! - oburzyłam się. Nie cierpię gdy braciszek tak robił.
 - Nie olewaj mnie! - krzyknęłam.
 - Nie olewam - powiedział spokojnie - Po postu on nauczy cię lepiej władać Reitonem. Ja nie jestem w tym taki dobry.
 - Pff... - prychnęłam.
 - Rasowa klacz po prostu.
 - Ej! Mówiłam, że masz tak na mnie nie mówić - warknęłam. Jeśli już to jestem lisem, nie?
Uśmiechnął się złośliwie, jak to lis, i poszedł do swojego mieszkania.
 - Baka, nii-chan.

/Naruto/

Opadłem na poduszkę. Nie chciało mi się nawet zapalać światła. Odpuściłem sobie dzisiaj trening, choć wiedziałem, że dostanie mi się za to od Shi, ale nie miałem na to dzisiaj czasu. Rozmowa z Kakashim trochę zajęła a wcześniej poszedłem jeszcze do Konohamaru by powiedzieć mu jak ma trenować. Poza tym miałem jeszcze zobaczyć moją nową katanę, którą zrobiła Buki.
Wstałem z posłania i podszedłem do szafki na której leżał miecz. Schowany był w skórzanej pochwie o wielkości 50cm na 4cm i grubości 2cm. Na jej powierzchni było 5 okrągłych srebrnych o średnicy 3cm pokręteł, które kształtem przypominały gałki na kuchence gazowej. Tuż przy jelcu znajdowało się wgłębienie w kształcie rombu. Położyłem na nim rękę i wysłałem tam trochę mojej chakry. W miejscu wgłębienia powstał niebieski kryształ.
Uśmiechnąłem się i założyłem pochwę na plecy. Złożyłem pieczęć barana i zacząłem skupiać chakre. Ciemności pokoju rozświetliło fioletowe światło wydobywające się z kryształu. Po chwili wróciła jego oryginalna barwa, a światło zmieniło się na niebieskie.
Kryształ był zrobiony z mojej chakry i dzięki niemu mogę teraz sterować pokrętłami za pomocą chakry, które słóżyły do różnych zmian. Dzięki odpowiedniemu przekręceniu mogłem odpowiednio przerabiać miecz. Pokrętło, które było najniżej odpowiadało za szerokość miecza. Następne za długość, kolejne za grubość, a czwarte za twardość. Pokrętło najwyżej sprawiało, że mogłem w każdym momencie zmienić miecz z stalowego na drewniany lub inny surowiec.
Wydawało by się, że to magia, ale tak naprawdę to masa maciupeńkich pieczęci znajdujących się pod pokrętłami. Ostrza miecza były po prostu przywoływane. W każdej chwili mogłem przywołać tasak lub krótki miecz. By zamieniać miecze musiałem używać chakry, ale skrystalizowana energia wystarcza na dłużej, więc zostało tu wyżłobione miejsce na kryształ chakrwy.
~Buki wykonała świetną robotę~ pomyślałem uśmiechając cię.
Buki pochodziła z klanu wolny w kraju żelaza. Mimo, że wioska była zajmowana przez samurajów to klan Kurieitā był wyjątkiem. Byli genialnymi ninja, których samurajowie wysyłali na zwiady. Dodatkowo Kurieitā byli najwybitniejszymi w historii shinobi kowalami i twórcami najróżniejszej broni. To oni byli twórcami broni dla siedmiu mistrzów miecza. Samo ich nazwisko oznaczało twórca, a imię siódmej sakryfikantki znaczyło tyle co broń. Przywódca klanu nosił imię Sensō no shihai-sha (władca wojny). Ich niezwykła broń była najwyższego kalibru i zadawała potężne rany, a dodatkowo tylko oni wiedzieli jak jej używać dzięki kryształom chakrowym.
Wypróbowałem kilka różnych opcji by nauczyć się posługiwać nową bronią. Muszę przyznać, że Buki zna mnie dość dobrze,  i gdyby tak nie było zapewne nie umiałbym się tym zbyt dobrze posługiwać.
 - Trochę praktyki i na pewno się przyzwyczaję - mruknąłem do siebie dalej bawiąc się bronią.
 - Jak zwykle zresztą... - usłyszałem głęboki głos rudego biju. Odwróciłem się szybko i spojrzałem w jego świecące w mroku jadowicie zielone oczy. Jego sylwetka na tle wielkiej tarczy księżyca w pełni wyglądała majestatycznie. Kurama był jedyną osobą, która jak na razie, potrafiła się do mnie podkraść, a wszystko to przez łączącą nas pieczęć i wymianę chakry.
Mężczyzna był ubrany w czerwone kimono ze złotymi akcentami. Obi w kolorze czerni i jadowitej, ciemnej zieleni podkreślała jego oczy. Zza burzy czerwonych włosów wychodziły czerwono-rude lisie uszy, a z tyłu powiewało dziewięć ogonów o tej samej barwie. Dłonie i stopy był pokryte lisią sierścią do łokci i kolan, a zaostrzone paznokcie pomalowane były na zielono.
Gdybym pierwszy raz go takiego widział na pewno bym się przeraził - prawdziwy demon.
 - Dawno cię w tym stroju nie widziałem Kurama-kun - powiedziałem z wyraźnym zaskoczeniem. Rudy co prawda był obecnym księciem demonów, ale od dawna nie nosił swoich oficjalnych królewskich szat. Po chwili przypomniało mi się c dzisiaj mieliśmy zrobić.
 - Chciałem trochę powspominać. - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem to.
 - Widzę - stwierdziłem i skupiłem się i po chwili poczułem jak moje uszy zaczynają się deformować, a kość ogonowa się przedłuża. Po krótkiej chwili, tak samo jak Kurama, miałem lisie uszy i ogon tyle, że moje były w kolorze rudo-złotym. Na przedramionach i przedudziu pojawiła się sierść, a paznokcie zżółkniały i stały się ostre jak brzytwy.
Założyłem na siebie błękitne kimono w białe motyle z konturami wyszytymi srebrną nicią i czarny płaszcz z herbem lisów na plecach.
 - Uzu i Ake z nami nie idą? - spytałem. Odkąd się odnaleźliśmy zawsze chodziliśmy tam razem.
 - Idą. Czekają na nas - wyszliśmy z mojego mieszkania na korytarz. Z naprzeciwka wyszła Ake w swoim kimonie, które bardzo przypominało strój mojego biju. Włosy były spięte w kok za pomocą kanzashi (tradycyjna ozdobna japońska szpilka).
Obok niej stała moja siostrzyczka. Rozpuszczone włosy spływały jej kaskadą na plecy, a uszka odstawały uroczo na boki. Tak samo jak ja miała na sobie niebieskie kimono, które podkreślało kolor jej oczu. Wyszyte na nim było jezioro z liliami i ważki, a obok drzewo sakury w rozkwicie.
 - Ładnie wyglądasz, Uzu-chan - powiedziałem ze szczerym uśmiechem. Jestem pewny, że jej mąż będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... O ile nie zabije go testując jego umiejętności by sprawdzić czy jest w stanie chronić moją siostrzyczkę.
 - Nie myśl, że już ci wybaczyłam tego nauczyciela... - prychnęła jak "rasowa klacz".
 - Ruszajmy - mówiąc to Kurama machnął ręką i w powietrzu nakreślił jakieś znaki, które zaświeciły się czerwoną chakrą. Nagle w powietrzu pojawił się dziwny tunel.
Uzu z wielkim wyszczerzem złapała mnie za rękę i wbiegła w tunel.

Jak zwykle oślepił mnie przepiękny blask, ale ni próbowałem przesłonić oczu. Kochałem to. Po chwili poczułem wiejący we mnie ostry wiatr. Mimo to nadal miałem otwarte oczy. Za każdym razem to uczucie było niezwykłe. Po chwili przepiękne światło rozdzieliło moje ciało na malutkie cząsteczki, a wiatr zaczął je rozwiewać. Spojrzałem na siostrzyczkę, która tak samo jak ja ulegała rozszczepieniu. Wyszczerzyła się do mnie, a ja odwzajemniłem uśmiech.

Poczułem jak moje ciało znów zaczyna zmieniać się w jedno. Zamrugałem i po chwili mój wzrok znów wrócił do normy. Znów znalazłem się w Świętej Puszczy. To magiczne miejsce znajdowało się w samym środku góry Kazan (dosłownie znaczy wulkan), która znajdowała się na wyspie Akai rasen (czerwona spirala) należąca do zespołu wysp, które wchodziły w skład Uzushiko-gakure. Przy wejściu do wulkanu znajdowały się stalowe drzwi, którymi można było przejść najszybciej do Świętej Puszczy. Wrót od wieków strzegły olbrzymie skalne bestie-lisy, które ożywały gdy ktoś nieproszony próbował dostać się do świata zamieszkiwanego przez demony.
Podziemny świat rozświetlała potężna magia, a potężne genjutsu tworzyło na suficie iluzję fioletowego rozgwieżdżonego nieba. Znajdowało się tu dużo pięknych rzek, jezior i strumieni z wody bądź lawy. Drzewa i inna roślinność była kompletnie inna od tych w "świecie shinobi". Większość roślin miała kolory szkarłatu, purpury, fioletu, granatu lub jadowitej zieleni. W lasach oprócz "zwyczajnych" zwierząt żyli też demony i inne istoty podległe świętej dziesiątce mieszkającej na zamku.
Od wrót prowadziła kamienna ścieżka, która kilometrami ciągnęła się przez podziemny świat by dotrzeć do Rubinowego Pałacu. Forteca została stworzona z nieznanego mi czerwonego kamienia, a dachówki z przezroczystego kamienia przypominającego rubin lub ametystu. Z środka zamku wynurzała się platforma, na której jak zwykle leżały smoki, które w razie czego miały zabrać kogoś z rodziny królewskiej na przelot nad królestwem demonów.
Jak zwykle pojawiliśmy się na dziedzińcu pałacu. Od razu podbiegły do nas mali służący. Jeden koci-demon, dwie elfki i jeden mefit ognia. Wszyscy skłonili się przed nami i zarecytowali doskonale znaną mi formułę.
 - Witaj Lordzie Kurama i ty czcigodna Ake. Witajcie i wy szanowni demonianie, przedstawiciele naszej rasy na powierzchni.
 - Witajcie moi wierni słudzy. Zaprowadźcie naszych gości do ich pokoi i zawołajcie Ginger i Shiro.
 - Hai, Kurama-sama! - krzyknęli i zaczęli nas prowadzić do naszych sal.
Doskonale wiedziałem dlaczego Kurama chciał dzisiaj tu przybyć. Dziś miały minąć 2000 urodziny jego najmłodszego brata...

/Kurama/

Wpadłem do jego komnaty. Cały pokój skąpany był w złocie, srebrze, bieli i siarkowym odcieniu żółci. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a pod kołdrą leżał młody chłopak o krótkich, szarosrebrnych włosach. Miał bardzo jasną, delikatną, mleczną skórę, a jego budowa wskazywała na to, że jest bardzo słabym chłopcem. Zamiast uszu miał wilcze srebrne uszka, a z tyłu wyrastało mu dziesięć wilczych ogonów. Złote oczy zakrywały powieki.
Opadłem na kolana i chwyciłem w jego rękę. Poczułem jak w moich oczach gromadzą się łzy.
 - Hizashi... wszystkiego... najlepszego... skończyłeś 2000 lat, a nic się nie zmieniłeś, ciągle wyglądasz tak niewinnie. Tak samo jak wtedy gdy Tarantula i ojciec powiedzieli, że jesteś bezużyteczny i nikim w naszej rodzinie... Przecież byłeś wspaniały. Doshite? DOSHITE?! Dlaczego to się musiało stać?!
Krzyczałem i płakałem. Nie mogłem przestać. Mój mały ototo...
 - Kurama? Nie płacz, on by tego nie chciał.
 - Ale... Ake... Zrozum, to moja wina... To ja odpowiadam za to wszystko... wszystko... Nie pomogłem mu! Nie było mnie przy nim gdy mnie potrzebował! Nie wspierałem go! - ścisnąłem mocniej rękę Hizashiego.
 - Wiem, ale odkupiłeś już swoje winy. Nie maż się, masz 4023 lata. Poza tym masz też nas. Masz pozostałą ósemkę, masz mnie, Naruto, Uzu! - krzyczała jakby chciała mi coś wbić do głowy, ale... ja tak nie potrafiłem.
To z Hizashim spędzałem najwięcej czasu.
To z Hizashim dzieliłem się wszystkimi tajemnicami.
To z Hizashim się śmiałem...
Z moim ototo, z moim bratem, z tym, który jako jedyny osiągnął 10 ogonów w historii demonów, a nie miał w nich ani krztyny mocy... Hizashi.

/Uzu/

Usiadłam na wielkim łóżku i spojrzałam na braciszka, który przez okno wpatrywał się w świat demonów.
 - Emm... Nii-chan...
 - Tak, Uzu?
 - Ja... zastanawiam się... No bo... Za każdym razem gdy tu jesteśmy Kurama-onii-san gdzieś idzie i nigdy nie mówi gdzie.
 - Wiesz, myślę, że powinnaś się w końcu o tym dowiedzieć. Kurama miał jeszcze jednego brata, Hizashiego - Juubiego no Okami...

/Kurama 2023 lat wcześniej/

Spacerowałem spokoje po Świętej Puszczy i odwiedzałem poddanych mojego ojca i matki. Kochałem to miejsce od zawsze i uwielbiałem spotykać wszystkich jego mieszkańców. Nagle usłyszałem krzyk.
 - Kurama-onii-san! Nii-san!
Odwróciłem się natychmiast i uśmiechnąłem do ósemki mojego mlodszego rodzeństwa.
 - Co jest? - spytałem, choć wiedziałem po co do mnie przyszli.
 - Kurama! Już jest! - krzyknął najstarszy z nich, a młodszy ode mnie o jedyne 200 lat Gyūki.
 - Co jest? - spytałem z wrednym uśmieszkiem. Chciałem się z nimi troszkę podroczyć, choć sam chciałem go wreszcie zobaczyć.
 - Kurama~ Onii~ San~ No weź! - jęknęła głośno Matatabi.
Uśmiechnąłem się już tylko zaczepnie i razem z nimi ruszyłem do pałacu.
Gdy byliśmy jeszcze na głównym korytarzu dobiegł nas głośny krzyk matki.
Gdy byliśmy już pod komnatą usłyszałem jak lekarze mówią, że już widać główkę. Uśmiechnąłem się. Zaraz miał przyjść na świat mój następny braciszek.
Gdy tylko usłyszeliśmy płacz dziecka wbiegliśmy do sali krzycząc ze szczęścia. Podszedłem do łóżka i uścisnąłem matkę. Matka, czarnowłosa kobieta o złotych lwich uszach i sześciu ogonach podała mi dziecko zawinięte w biały jedwab. Młody chłopak miał srebrne włosy, delikatnie opaloną skórę i szare wilcze uszka. Nie widziałem ile miał ogonów przez materiał, ale nie dbałem o tę błahostkę.
 - Wiesz... Pomyślałam, że jako jesteś najstarszy to ty nadasz mu imię.
 - Ja? Naprawdę? Mogę?
 - Ymhym - przytaknęła.
 - W takim razie... - spojrzałem przez duże okno z którego widziałem wielką bramę do świata shinobi. Przez 5 cm szczelinę w bramie zawsze o tej porze można było dojrzeć promienie prawdziwego słońca. - Hizashi (imię dosłownie oznacza światło słońca) tak będzie się nazywał.

Jakieś 8 dni po narodzinach Hizashiego matka zmarła. Żałoba ogarnęła cały kraj, cały oprócz mojego ojca, który od zawsze miał mnóstwo kochanek. Właściwie każde z mojego rodzeństwa miało inną matkę, a czasami zastanawialiśmy się czy te dziwki nie zdradzały Koteii no Akuma (cesarza demonów). Jedyną osobą, którą tak naprawdę kochaliśmy było Kaisora (dos. złote niebo) nasza "prawdziwa" matka. Kobieta, która nas wszystkich pokochała. Została porwana przez żołnierzy od swojego męża, gdy ten chciał się zbuntować przeciwko ojcu. Na szczęście tak samo jak Kotei był wilczym demonem i byłem pewny, że ojciec nie odkryje, że nie jest z nim spokrewniony.

Niedługo potem na tron obok ojca zasiadła jego druga kochanka Tarantula. Ojciec nigdy nie miał z nią dzieci, ale najwyraźniej lubił tą wstrętną babę skoro pozwolił jej zasiąść obok siebie. Postanowiłem, że zajmę się wychowaniem małego Okami (wilka). Jak się okazało miał on 10 ogonów, ale niestety nie wyczuwałem w nich ani odrobiny magii. Bałem się, że gdy ojciec to odkryje Hizashi będzie cierpiał. Zabrałem niemowlę do pałacu letniego, który znajdował się w miejscu gdzie góra Kazan łączyła się podwodnym tunelem z morzem. Dzięki wielkiej ścianie ze szkła nie można było przejść z jednego świata do drugiego. Nasi przodkowie od dawna bali się, że ludzie, pomimo ich słabości i krótkiej przeżywalności, zdominują nas.
Razem z Hizashim zamieszkałem w podwodnym pałacu i tam go uczyłem o naszej kulturze, a także o życiu na powierzchni.

/1523 lat wcześniej/

Szybko wszedłem do jadalni i się rozejrzałem.
 - Hizashi! HIZASHI! - wrzasnąłem na całe gardło. Nie wiem gdzie schował się ten Baka Okami, ale jak go znajdę to dzieciak się nie pozbiera.
 - Tu jestem~ Nii-chan~... - usłyszałem nad sobą głosik mojego małego braciszka. Srebrnowłosy siedział na żyrandolu i się huśtał jak na huśtawce.
 - Hizashi! - wrzasnąłem - Złaź z tej lampy kretynie!
 - Do~shite~?
 - Nie przeginaj. Przyszły Matatabi, Isobu i Chōmei by cię odwiedzić.
 - Ale to są same baby. Kokuō się na mnie obraził za tą farbę czy jak?
Taa... Kokuō i Hizashi zawsze się dobrze dogadywali. Kokuō był psem, który i tak przypominał wilka. Ale jak ostatnio to małe psotne Okami wylało na niego 3 litry zielonego barwnika i przez 3 tygodnie musiał je czyścić to nie dziwie się czemu się obraził.
Hizashi miał już 500 lat. Gdyby nie uszy i ogony wyglądał by jak ludzki 16 latek. Mimo, że często mnie wkurzał, bardzo się o niego martwiłem. Ojciec i macocha zaczęli coś podejrzewać, a i tak Hizashiego nie traktowano dobrze. Wszystko przez to, że nie potrafił się zmienić w swoją demoniczną formę.
Po chwili do jadalni wpadły trzy młode demony. Fioletowowłosa Matatabi ubrana była w czarną długą sukienkę z fioletowymi i złotymi ornamentami. Dwa kocie ogony poruszały się zabawnie, a uszka stały w ekscytacji. Dawno nie widziała Hizashiego i bardzo chciała go spotkać pomimo jego głupich wygłupów. Obok niej stanęła Isobu. Niebiesko-zielone włosy były misternie spięte. Rybie błoniaste uszy odstawiły niewinnie. Skóra w odcieniu szaregofioletu była pokryta łuskami. Trzy ogony delikatnie falowały. Na sobie miała krótką niebieską falowaną przypominającą fale niebieską spódniczkę i fioletowo-zieloną koszulkę. Obok stanęła najstarsza z sióstr. Z zielonych długich prostych włosów wystawały dwie brązowe czułki. Ubrana była w szaro brązową tunikę bez pleców i turkusowe spodnie. Z odkrytych pleców wyrastało sześć skrzydeł o czerwono-żółtej błonie, a z tyłu powiewał zielony ogon.
Odwróciłem się do dziewczyn z uśmiechem. W tym samym czasie Hizashi zszedł z żyrandolu i podkradł się do dziewczyn. Po chwili wrzasnął tuż przy ich uchu.
 - BUUUUU!!!
Isobu z przestrachu machnęła w niego swoimi ciężkimi ogonami, a jej skóra momentalnie zmieniła się w twardy pancerz żółwia, Matatabi jako kot zjeżyła się i sam wskoczyła na żyrandol, a najstarsza, Chōmei, tylko wzdrygnęła się.
 - HIZASHI! BAKA! Nie strasz mnie! - wrzasnęła kocica.
 - Sama jesteś "baka", baka! - krzyknął na nią wilk i wskoczył na żyrandol. Dziewczyna przestraszona zaczęła uciekać, a Okami zaczął ją gnić.
 - Kurama-onii-san... - zaczęła Isobu - powiedź Hizu-chan żeby mnie tak nie straszył, proszę. - powiedziała cichutko.
 - Kurama-kun powinieneś porozmawiać poważnie z Hizushim. Niedługo odwiedzą was cesarz i jego żona.
Chōmei najbardziej nie lubiła naszego ojca i macochy i nigdy ich tak nie nazywała.
 - Wiem, Chōmei. Przepraszam za niego.
 - Nie martw się. Zapewne przy cesarzu się poprawi. A właśnie czy za tydzień nie kończysz przypadkiem 2500 lat?
 - Taa... Dzięki że pamiętałaś.
 - Trzeba to jakoś uczcić. Zaproszę całe nasze rodzeństwo - powiedziała z uśmiechem i uścisnęła mnie mocno.
 - Nie trzeba. Teraz muszę zająć się wychowaniem tego małego furiata.

/1423 lat wcześniej/

 - Hizashi, pośpiesz się! - krzyknąłem w stronę pokoju młodego Okami.
 - Już idę - mruknął srebrnowłosy schodząc. Ubrany był u szarą koszulkę, czarne skórzane kurtkę i spodnie. Na nogach miał ciężkie obuwie, a na plecach katanę.
Wyminąłem go obojętnie. W ciągu ostatnich 100 lat zaczęliśmy być dla siebie wrodzy.
Razem wyszliśmy na podniebną platformę zamku gdzie czekały na nas już nasze smoki. Wszystkie przypominały węże o dwóch przednich łapach i dziwnych białych włosach i wąsach na pyskach. Wsiedliśmy na nie i polecieliśmy do Rubinowego Pałacu. Już z daleka dojrzałem moje rodzeństwo czekające na nas na powietrznej platformie. Gdy tylko wylądowaliśmy otoczyli mnie ze wszystkich stron.
Przez pierwsze 10 minut tylko odpowiadałem na ich pytania i zaczepki.
 - Może już pójdziemy - usłyszałem zimny głos Hizashiego, który stał obok swojego smoka i wiązał go by nie uciekł.
 - Baka! Nie widzieliśmy Kuramy-onii-san od bardzo dawna - krzyknęła Matatabi.
Okami skrzywił się odruchowo. Nigdy nie przepadał za resztą rodzeństwa, a oni raczej nie przepadali za nim.
Szarowłosy ruszył do wejścia zamku.

 - Kurama, wiemy, że interesujesz się ludźmi. Chcemy byś pod postacią człowieka wyruszył i zbadał ich świat - oznajmił mój ojciec.
 - Hai watashi-no Kotei (tak jest, mój cesarzu)...
 - Nie zgadzam się! - usłyszałem krzyk Hizashiego.
 - Nie masz tu nic do gadania Hizashi. Jesteś nikim. - warknął cesarzowa.
 - Nic? Nikim? - spojrzałem na chłopaka. Wyglądał na wściekłego. - Nie masz prawa tak mówić! Jestem Okami no Hizashi, dziesiąty książę Akuma no ōkoku (królestwa demonów). To ty jesteś nikim. Jesteś tylko jedną z kolejnych kochanek cesarza.
 - Straże! - kobieta krzyknęła, a do sali wpadło kilku mężczyzn. - Zabierzcie go.
 - Nie! - chłopak zaczął się szarpać. Zacisnąłem pięści. Wiedziałem, że nie mogę sprzeciwić się woli cesarza lub jego żony.
Chłopak wyciągnął katanę...

Siedzieliśmy w głównym salonie pałacu. Odepchnąłem od siebie Hizashiego, z którym znów zacząłem się kłócić.
 - Nienawidzę cię Kurama! - usłyszałem
 - A ja nienawidzę ciebie! Musisz być takim idiotą? - odkrzyknąłem
Pozostali patrzyli na nas przerażeni.
 - Mam to gdzieś! Skoro ważniejsze dla ciebie są badania nad ludźmi niż twój brat to już nie jesteśmy spokrewnieni - stwierdził srebrnowłosy Okami.
 - Nigdy nie byliśmy, baka! - wrzasnąłem, ale od razu zasłoniłem sobie usta ręką. Hizashi nie miał pojęcia o tym, że mieliśmy różnych rodziców. Od niedawna ja i pozostała ósemka dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę tylko ja jestem synem cesarza i jego lisiej żony, a pozostali to bękarty w tej pochrzanionej rodzinie.
 - C-co...? - spytał głucho.
 - Hizashi... ja... przepraszam. To nie tak! - zacisnąłem ręce w pięści i poczułem zbierające się w oczach łzy.
 - "Co" nie tak? Baka! Czyli co, dla ciebie byłem jedynie niepotrzebnym ciężarem?
 - Mówiłem, że to nie tak.
 - Nienawidzę cię Kurama. Mam nadzieję, że już więcej się nie spotkamy.
 - W takim razie wynoś się stąd. Nic cię tu przecież nie trzyma - powiedziałem i odwróciłem się. Usłyszałem jak ktoś opada na kolana. Odwróciłem się. Na podłodze leżał Hizashi i wił się jakby z bólu. Patrzyliśmy na to przerażeni. Po chwili drgawki ustały.
 - Nie-nie-nienawidzę was... - w jego głosie usłyszałem jadowitą truciznę, która nas wszystkich sparaliżowała.
Z jego ciała zaczął wylatywać szary dym. Podniósł na nas wzrok. Przekrwione białka i jego szeroko otwarte oczy w kolorze płynnego złota sprawiały makabryczne wrażenie.
 - Hizashi... - pisnęła Isobu i automatycznie przytuliła się do Son'a.
 - Jak ja was nienawidzę... - zaczął się śmiać powili wstając. Podszedł do wielkiego komina i sięgnął po wielki miecz, który na nim leżał.
 - Nani... - zdziwiłem się. Hizashi był raczej słabym chłopem pomimo, że miał w sobie geny wilków, które zazwyczaj były jednymi z najsilniejszych demonów.
Chłopak swobodnie podniósł miecz i wyprostował rękę.
 - Hahahahahahaha... Myśleliście, że jestem słabym gnojkiem? Zabije was...

Shi: Tak, wiemy, że jesteśmy okropne kończąc w takim momencie^^
Nobi-chan: No okrytne jesteśmy hihi.
Uzu: Jeszcze obrazek na koniec by jakoś wam to wynagrodzić:

FanArt z Road to Ninja... Czy tylko my boimy się to obejrzeć?

3 komentarze:

  1. Ohhh super notka :D gomen, że tak późno się za nią zabrałam! Cierpliwie czekam na next >.<

    A co do RtN... nie jesteście same :P film zapowiada się świetnie, ale mam przeczucie iż okaże się tak denny, że odechce mi się żyć. To chyba przez to że trailer jest mega full wypas. Zazwyczaj tak jest..
    Dobra - nie zanudzam już :D.
    Pozdrawiam!
    P.S. U mnie dzisiaj wieczorem nowa notka, lub jutro rano ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam nowe rozdziały, zapraszam:
      http://naruto-oitsuku-yume.blogspot.com

      Usuń
  2. dawno nie trafiłem na bloga gdzie byłyby połączone dwie skrajne cechy; fabuła na niezłym poziomie, ale za to styl(+błędy) tworzy totalny chaos;

    OdpowiedzUsuń

Komentarze
Pisanie komów nie jest trudne
A moje jaźni nie będą marudne
Nawet gdy nie wisz co pisać i głowa cię boli
To mnie chyba każdy twój kom zadowoli^^
ShiNobi-chan (18.09.12 18:07)